"Gdy nadejdzie ciemność..."
W.g. twórczości H.P. Lovecrafta (inspiracja)
------------------------------------------
-Prolog...-
Stało się to, co przewidywano od dawien
dawna... Ktoś próbuje przywołać coś co
przerasta wszystkie koszmary i mroki. To
musiało się stać i nie ma już odwrotu...
Bowiem zbliża się koniec końców... Zwiastun
nieszczęścia - burza już nadeszła, teraz
tylko czas na jej objawy... Raz po raz
błyskawice krzyżują się ze sobą na
ciemnym niebie tworząc znaki, które jeśli
ktoś umie odczytać, to nawet nie próbuje,
ponieważ zwala go z nóg swą przerażającą
prawdą... On przybywa, a wraz z nim
nadchodzą cienie wichrów czystego zła... Co
się dzieje na naszym świecie... No nic
szczególnego??? Noc była nadzwyczaj
spokojna, kiedy gdzieś daleko w dali - grom
przedarł niebo tworząc świetlistą lunę...
Stało się... Błyskają światła, szaleje wiatr
unosząc wszystko, co słabe w odległe
przestworza... Przygina do ziemi stare
pomarszczone drzewa, które poddają się z
jekiem... Po chwili wszystko rozbrzmiewa
z jeszcze wiekszą siłą - istne delirium
szaleństwa. Zdaje się, że pioruny są
bezlitosne, spadają niczym sęp na padlinę,
rozszarpując wielkie rzeczy, które
napotykają, by potem mógł je rozwiać
wicher... Poprzez mgielne opary bagien, na
wzgórzu widnieje stary dom, wysoki niczym
zamek. Rozwświetlany jest blaskiem
błyskawic, tu i ówdzie widać popękąny mur.
Wszelkie okna, zda się żyją własnym
życiem, lecz jest to tylko złudzenie. Szyby
jęczą i drżą na potężnym wietrze. Okna są
zasłonięte grubymi kotarami, nic nie widać.
Sam dom jest ozdobiony obficie rzeźbami
przedmiotów, dziwnych przedmiotów. Tak -
- to obeliski potworów i bożków, które są
strażnikami domu - niczym rzeźby stojące
na straży świątyń śmierci... Rezydencja
jest stara i skąpana w cieniu mrocznego
księżyca............ (#) Hej, lecz coż to... widać
światełko, gdzie? Tam z tyłu domu, na małym
cmętarzysku... Podejdźmy bliżej....... Jeszcze
bliżej - o jest jakieś małe światło bijące z
okienka piwnicznego... Dziwne? Wejdźmy tam,
zobaczymy, co to za miejsce... Ah tak? Wiem,
dzisiaj nie masz ochoty, lecz chodź...
Uderzenie w wielkie dębowe drzwi, głuchy
pomruk... nic i tylko cisza... napór i drzwi
ustępują ze straszliwym zgrzytem... Wtem!
dzwonek zawieszony u drzwi poruszył się i
wydał przeciągły jęk: bim, bam, bim, bam...
Nikt się nie zjawił... krok, krok... następny
w nozdrza uderza zapach kurzu i woń
kadzieł, znowu kroki... Nagle postać
wędrowca przygarbia się i nadsłuchuje...
Tak... coś słychać... do uszu przybysza
dochodzą słowa - niekształtne, skalane w
swym przesłaniu heretyckie wyrazy:
"CHEMEN-ETAN,EL,ATI,TITEJU,AZJA,CHIN,TEW,
MINOSEL,ACHADON,WAJ,WOO,EJE,AAA,EKSE,AL,
HI,HAU,VA,HAWAJOT,AJE,SRAJE................(# #).
Następne słowa wibrują w powietrzu
dochodząc do euforii... Wędrowiec na to
czekał, drzwi piewnicy, jakże wątłe w
porównaniu z głównymi... Cios, wąski
korytarz, kilka par drzwi......które wybrać?
Przybysz wie które... Otwiera odpowiednie
bardzo cicho i przez szparę w nich widzi
pomieszczenie... Komnata jest niezbyt
dobrze oświetlona dwoma świecznikami,
jeden znajduje się przy okienku, drugi na
środku... Właśnie na środku klęczy postać
sredniego mężczyzny... W rękach trzyma
dużą księgę, z której to czyta owe
przywołania... Skończył czytać... następuje
cisza... - czeka na............ N I E !!!! Wrzask
mężczyzny przeciął niczym strzała głuchą
ciszę domu. Rozgląda się bezradnie po
pokoju - nic, pustka, nie ma nadziei... Sam
wędrowiec zbliża się wolno... Jeszcze wolniej
wyciąga długi i ostry sztylet... Czeka,
przecież ma czas, może napawać się tą
chwilą. Triumf nadszedł, ten człowiek nie
ucieknie... za dużo uciekał, o raz za dużo...
Przybysz podchodzi bliżej, oh szkoda, że
ta chwila nie trwa wiecznie... Cios -
mężczyzna pada wydając wrzaśkliwy
skrzek, jeszcze żyje, gdy ręce dosięgaja
go... pomału zaciskają się na jego szyi.
Przybysz zajęty, nie widzi, co formuje się
za nim z ciemności, bowiem formuje się
koszmar. Umierający widzi to, kona z
szyderczym uśmiechem, w jego oczach nie
ma strachu... Przybysz wyraźnie domyśla
się, iż jest coś nie tak... Gaśnie światło,
burza cichnie, na niebo wypływa księżyc...
Dom jest już dokładnie wydoczny, zdaje się
cichy i bezpieczny, ale cóż to... ową ciszę
rozdarł okropny krzyk pełen grozy...
Potem wszystko się uspokoiło. Promienie
wschodzącego słońca padając przez
piwniczne okienko odkryły makabryczny
widok - leży dwóch ludzi, jeden z wbitym
sztyletem i uśmiechem na twarzy, a drugi z
wykręconym karkiem i rozprutym torsem.
Wśród nich znajdowały się resztki świeczek
i kart starej księgi... Tak oto zakończyła
się noc wigilijna roku pańskiego 1777...
Modły zostały odprawione, a zło
przyzwane.
Lord Zenial
To już niestety koniec tego tekstu... Co
jednak nie znaczy, że nie będzie jego
kontynuacji... przerwałem w najciekawszej
chwili, ponieważ dopiero ma się zacząć coś
dziać... Zgadnijcie jakie były dalsze losy
owego domu... Przedstawiam wam wskazówkę,
co do tego (urywek dalszej części
opowiadania) : "... jestem już spiący, ona
przyjdzie do Mnie... Teraz już na pewno...
Czuję ją blisko... dziś umrę... Krew!!!! moja!
Krew!.... całe łoże zachlapane... Straszliwe
szepty kuszące do złego... Nie, nie, nie!!!!!!!
Samuel obudził się spocony i sięgnął po
podręczną lampę... Światło rozbłysło
zalewając pokój... Ohhhh... okno, kotara,
lekki ruch... widać kontury groteskowej
postaci... To ONA! To już KONIEC!!! ...."
To była wskazówka, mogę jeszcze
powiedzieć iż do domu zostały przywołane
rożne demony np. "Belegon", "Dagon" -
mają za zadanie doprowadzić do nadejścia
Ojca zła "ZEMIELA"...
-ZeNiaL-