ODJAZDY
Artykuł ten dotyczy festiwalu muzyki
rozrywkowej, który odbył się w dniu 25
listopada 1995 roku w Katowickim spodku i
trwał od godz. 11.00 do godz. 23.00.
Tegoroczne wydarzenie miało dużą
popularność wśród młodych, przyczyną
prawdopodobnie był przyjazd dwóch
zachodnich gwiazd: THERAPY oraz H-BLOCKX.
Wraz z grupką kumpli postanowiliśmy zrobić
wypad do Katowic. Jako, że nie mieliśmy
biletów, byliśmy zmuszeni wstać ok. 4.00
rano, by zdążyć na pociąg. Podróż
przebiegała bardzo szybko, i ani się nie
obejrzeliśmy,a znaleźliśmy się w Katowicach.
Tu, przy pomocy bystrego zmysłu
orientacji jednego z naszych kolegów,
dotarliśmy do wielce intrygującej budowli -
"Spodka". Tam panowie z firmy
ochroniarskiej "Fosa" poinformowali tłum,
że bilety będą sprzedawane przy wejściu
do hali. Niestety, jak się okazało było to
czyste łgarstwo, gdyż po otwarciu bram
ok. godz. 10.00 dowiedzieliśmy się, że
trzeba wrócić do kas. Wtedy spora część
publiki straciła nadzieję na kupno biletu i
udała się do pewnego tajemniczego sklepu,
by zasmakować bogini VENUS, lub wejść w
komitywę z agentem J-23 (...) Nabyliśmy
wejściówki i udaliśmy się do środka
cudownego obiektu(...)
Wreszcie poczuliśmy się wolni, a do naszych
uszu dobiegła muzyka zespołu APTEKA,
który grał na jednej z dwóch małych scen
swój stary materiał, ale jak na
alternatywny band przystało - w nowej
aranżacji. Równocześnie na scenie drugiej
szalał raperski zespół WZGóRZE YAPA-3(...)
Kiedy na scenę wpadła zgraja o nazwe PSY
WOJNY, wśród tłumu zawrzało. Trzeba
przyznać, że nazwa jej jak najbardziej do
nich pasuje - wokal brzmi jak szczekanie i
wycie wściekłego psa, a "wojnę" pod
sceną również potrafili wywołać. Po nich
miał wystąpić FARBEN LEHRE, ale ja, niesiony
ciekawością udałem się pod scenę ROCK
RAPORT'u, by oglądać występ zespołu
HEDONE, który grał nietypowy, jak na tą
imprezę INDUSTRIAL. Miłym urozmaiceniem
był kawałek tynku z sufitu, który po
ostrym wejściu SWEET NOISE nie wytrzymał
napięcia i rzucił się w dół, prosto na głowy
rozszalałych młodzików - na szczęście
nikomu nic poważnego się nie stało. FUNNY
HIPPOS wypadł żałośnie i zraził swoim
amatorskim występem większość ludzi
kończąc koncert na tej scenie. Na deskach
numer 2 koncert zamykał zespół o
optymistycznej, jak na te czasy nazwie -
BĘDZIE DOBRZE. Wszystkie w/w kapele grały
po ok. 20 minut. Z racji wcześniejszych
trudności związanych z kupnem biletu nie
dane było mi zobaczyć grup TUFF ENUFF,
GDZIE CIKWIATY, MYSLO WITZ,KALIBER 44,
SCREWED UP, PUDELSI, VIBEAS AND POWER,
BLADE LOKI i AHIMSA.
Około godziny 15-tej wpuszczono nas do
głównej sali mieszczącej tego dnia ponad
11 tyś. ludzi. Obok sceny zawieszony był
duuuży ekran, na którym można było
podziwiać zbliżenia fizjonomii artystów.
Dźwięk nie kaleczył uszu, ale było tak
głośno, że nawet najgłębiej osadzone
organy wewnętrzne odczuwąły pozytytywne
wibracje.
Jako pierwszy wystąpił Muniek wraz z
T.LOVE, wykonując stare przeboje. Zespół
zaskoczył wszystkich, wykonując utwór
grupy OFFSPRING "What Happened To You",
ale z polskim tekstem. Przez następne pół
godziny występowała grupa O.N.A., która
mimo że jest uznawana za spokojną - dała
czadu, oraz urozmaiciła repertuar
wykonaniem standardowej piosenki zespołu
BYORK. Trzeba niestety nabąknąć, że
Skawiński przynudzał trochę zgrzypiąc i
chrypiąc na swojej gitarze przez ładnych
parę minut. Po niej spośród dymów wyłonili
się bezbłędni - KONYO i SKIBA. Po słowach
"Kiedy 'Piersi' są na scenie, to szaleje
podniecenie" pojawił się KUKIZ w towarzy-
stwie braci Pancho - wszyscy w czerwonych
krawatach. Wejście mieli dość nietypowe,
gdyż na pierwszy ogień poszła piosenka w
stylu DISCO POLO. Póżniej można było się do
woli nasłuchać punk'u, przy którym publika
ostro szalała, co można było obserwować
zarówno z trybun, jak i na dużym ekranie -
tuż nad głowami publiczności przesuwała się
kamera. Było takie zamieszanie, że gdy
poczułem nieodpartą chęć oddania płynu
organicznego i chciałem opuścić
niebezpieczne rejony, nawiązałem bliski
kontakt z parkietem, oraz kilkoma butami
sportowymi typu glan.
Po takiej "punkowej pigule", na scenę
wyciekł OLEY, oraz odświeżony PROLETARYAT
z dodatkowym gitarzystą i nowym
perkusistą. Swoim występem zadziwili
niejednego - grali piosenki z początku
swojej kariery, m.in. "Pokój z kulą w
głowie", "Hej, naprzód marsz" itp. Mimo, że
repertuar był stary, występ ich uważam za
najbardziej udany ze wszystkich kapel
polskich.
Jako kolejny wystąpił ILLUSSION grając
m.in. "Nóż", "Wojtek", oraz kilka utworów ze
swojej najnowszej płyty. Podczas występu
Lipa sprawiał wrażenie rozdrażnionego i
zachowywał się tak, jakby na scenie stał
tylko po to, by zaprezentować swoje
tatuaże. VOO VOO nie wypadł najlepiej,
chyba ze względu na to, że nie zagrał
swoich przebojów. Jako gość wystąpił z
nimi egzotycznie czarny Mamadou. Ok.
godziny 20-tej tropem węża na scenę
weszła naelektryzowana Katarzyna N. oraz
HEY. Jej fryzura przypominała uczesanie
głównego bohatera filmu "Młody Einstein".
Wszyscy z podziwem obserwowali jej długie,
ponad 30-to minutowe zmagania z samą sobą
- walczyła o to, by utrzymać się na nogach.
Po HEY'u wreszcie przyszedł czas na
"kwas" w wydaniu niemieckiej grupy
H-BLOCKX. Na estradę wyskoczył sprawnie
wokalista i ku uciesze gawiedzi przemówił po
Polsku - rzucił hasłami w stylu: "Cześć!",
"Niech żyje Polska!". "Ejczbloksi" pokazali
swoje podwójne oblicze - grupy grającej
funky, oraz typowy hardcore. Chłopcy
dawali z siebie wszystko. Sam lider dał
popis swoich możliwości fizycznych
wychodząc na szczyt wysokiego
rusztowania,na którym zawieszony był
Tele-beam. Niestety, szybka akcja łysych z
firmy "FOSA" sprowadziła go na parter.
Dzikie swawole nie miały jednak końca. Tym
razem przeskoczył barierkę i skoczył na
karki fanom - przypuszczam, że łudzony
nadzieją, wziął długowłosych za swoje
wielbicielki, gdyż przekonawszy się o
smutnej prawdzie czmychnął szybko z
powrotem na scenę.
Kiedy KUBA z HALO GRA!MY oznajmił, że
zespół THERAPY pochodzi z Irlandii, duża
grupa zdesperowanych Polaków wyszła i na
sali zrobiło się znacznie luźniej (Czyżby
obawa przed IRA?). Trzech wspaniałych
przywiozło ze sobą kobitkę, która nawet
przy najbardziej czadowych numerach,
skocznie przygrywała na kontrabasie,
nie przejmując się, że jest zagłuszana
przez przesterowaną gitarę Cairns'a. Przy
psychodelicznym utworku "Diane" niektórzy
wpadli w trans, a palacze unieśli w górę
zapalniczki. Ogólny entuzjazm wywołało
hasło "Na zdrowie!" rzucone przez lidera
zespołu w trakcie łykania narodowego
napoju anglików. Widać piwko musiało być
nieźle "zaprawione", bo Cairns wpadł na
pomysł uderzania strun tajemniczą
techniką "Otwartej ręki". Niestety, ten test
gitary wypadł negatywnie - posypało się
z niej trochę części. Pod koniec koncertu
wszyscy byli u kresu wytrzymałości, a
ciałami zmęczonych wstrząsały jedynie
grzmiące dżwięki basu.
Podsumowując, stwierdzam, że festiwal w tym roku był ODJAZDOWY, i choć wszyscy grali ostro, przypadków "zaczadzenia" muzyką nie stwierdzono.
Vitos/IDP
P.S. Tekst jest przedrukiem artykułu,który napisał VITOS/IDP (ex FAITH, ex 3LUX) dla gazetki licealnej "Ocenzurowano".
Przepisał na kompa Greg/Taquart.