"Acid Drinkers"
--------------------( Titus/Shadows )-
Acid Drinkers to dzisiaj zespół-instytucja. Jeśli jesteś fanem tej kapeli, to poniższe informacje nie są dla Ciebie. (Z pewnością przeczytałeś już książkę: "Raport o Acid Drinkers.") Każdy jednak może poczytać co sądzę o płytach tego zespołu niezależnie od tego, czy go słucha czy nie. No, to jazda! Pierwsza płyta zespołu nosiła tytuł:
"Are you a rebel?"
Na okładce tej płyty znaleźć można ostrzeżenie: "Warning! Contains lyrics that may offend!". Album ten to swego rodzaju ewenement na skalę śwatową, gdyż takiej muzyki chyba nikt na świecie w tym czasie nie grał. Ultra szybkie riffy, pokręcone solówki, dziwaczny wokal. Muzykę tę określono później jako punk-metal, gdyż czerpała z obu tych nurtów. Płyta ta jednak nie miała prostoty punku ani ciężaru metalu, lecz była zakręcona i dziwaczna. W dodatku teksty były z jajem: "I'm the mystic" (o napuszonym rockendrollowcu), "I mean acid/do ya like it?" (o zaletach wina turystycznego) czy "Mike Cwel" (o żulu-obciągaczu lasek). Nawet jeśli zespół poruszał poważny temat, to robił to z przymróżeniem oka: "Barmy army" czy "I fuck the violence". Nie miało to nic wspólnego z programową powagą innych kapel metalowych.
Chyba jedna z najlepszych i najbardziej odkrywczych polskich płyt.
"Dirty money, dirty tricks"
Ponoć dopiero druga płyta świadczy o prawdziwej klasie zespołu. Acidzi wyszli z tej próby obronną ręką. Druga płyta przynosi tę samą dawkę hiperszybkich riffów i powalających tekstów (znów żartobliwo-prześmiewczych). Równocześnie ten sam brak kawałków bardziej przystępnych dla tzw. masowego odbiorcy. Po prostu zero komercji i tylko 100% autentycznego, szczerego do bólu i inteligentnego czadu. Na uwagę zasługuje numer "Yahoo pies", który jest moim zdaniem kwintesencją Acidów z okresu ich debiutu. W "zwrotce" mamy radosny punk (bez wokalu) z prymitywną do bólu linią basu. Refren - zwolnienie tempa: kilka akordów i wokal udający bezzębnego struszka (!!!). Całość nie trwa dwóch minut. Częste zmiany tempa są zresztą ich typowym zagraniem. No i "chórki" w których każdy śpiewa na inną nutę...
"Strip-tease"
Pierwsza metalowa płyta Acid Drinkers. Są tutaj ciężkie riffy, jajcarski wokal, zakręcona na maksa perkusja, jakieś dziwne wstawki, trochę sampli, łamane rytmy. Mamy też kower "Seek & destroy" Metalliki zagrany na (uwaga!) gitarach akustycznych i z wspomaganiem wokalnym (uwaga!!!) Edyty Bartosiewicz! Płytę określiłbym jako zakręcony metal na wesoło (a jakże). Teksty w stylu: "I will hate you tomorrow just like I hate you today", albo "I leave the shadow of my shapely ass". Albo "Mastehood of hearts devouring" - na początek spokojna muzyczka, wolna solówka, a już za chwilę- gaz do dechy! Również na tej płycie nie ma kawałka nadającego się do przekaźników. Płyta debiutancka i właśnie "Strip-tease" to moim zdaniem największe dokonania zespołu.
"Vile Vicious Vision"
Tą płytą zespół wkroczył w drugi okres swojej działalności. Chłopaki chyba mieli dość sytuacji w której po nagraniu trzech genialnych albumów jest o nich nadal cicho. Postanowili więc wyjść z podziemia... Już po pierwszym przesłuchaniu czuje się "przebojowość" tej płyty. Nie jest to przebojowość rozumiana w pojęciu balladek w stylu Bon Jovi. Sam nie wiem. Może chcieli powiększyć grono swoich odbiorców? Termin pop-metal byłby tu chyba adekwatny. Zespół nakręcił też swój pierwszy klip (do utworku "Pizza driver"), który był ostro katowany m.in. w Clipolu. Nie zmieniły się natomiast teksty: typowy bezsens w "Balbinator Edzy", poradnik dla zakładającego kapelę metalową w "Marian is a metal guru", napierdalanie się z fanów w "Zero", czy wytykanie przywar narodowych w "Polish blood". Słowem groch z kapustą. I z jajami oczywiście.
"Infernal Connection"
Zespół chyba zdał sobie sprawę, że "Vile Vicious Vision" było krokiem w złą stronę i postanowił zawrócić. Nagrał więc totalnie bezkompromisowy album. Zero komercji. Najostrzejsza płyta w historii zespołu. Tym razem proste, wyraźne riffy. Fascynacja zarówno "starym" metalem jak i nowoczesnym graniem w stylu Illusion. Zabrakło już charakterystycznych częstych zmian tempa - pozostała esencja. Prosty, ale i inteligentny czad. Uproszczenie formy, ale jednoczśnie skazanie się na pozostanie w metalowym undergroundzie. W tekstach zauważamy ewolucję: coraz mniej błazenady dla samej zgrywy, coraz więcej poważnych tematów, ale wciąż podanych w humorystycznej formie (satanizm, narkotyki, polityka). Płyta do bólu szczera.
"Fishdick"
Kowery znanych kawałków zagrali kwasopijcy z wrodzonym sobie polotem i fantazją. Chcieli chyba mieć kilka chwytliwych piosenek na koncerty. Wśród metalowych staroci znajdziemy też "Another brick in the wall" Floydów oraz dwa kawałki autorstwa Acidów: "Fuckin' the tiger" i"Balladę". Słowem stare przeboje w nowym wykonaniu przy których realizacji zespół najwyraźniej dobrze się bawił. Wyróżnia się zwłaszcza "Ballada" Acidów - kawałek rzeczywiście bardzo balladowy, z żeńskim wokalem, którego udzieliła Patrycja z nieistniejącej już (chyba) kapeli Squot. Może refren trochę za ostry jak na balladę. Najbardziej zajebisty jest jednak głos faceta, który mówi coś, gdy wokalistka śpiewa - na początku nawija coś spokojnie, potem coraz szybciej i bardziej rozpaczliwiej, a na końcu wyje z rozpaczy (podczas, gdy wokalistka sobie śpiewa). Dodać należy, że gostek ten nawija najprawdopodobniej w nieistniejącym języku (przynajmniej mnie nie przypomina żadnego z istniejących języków)! Po prostu Acids.
"Acid Drinkers 1985"
Płyta wspominkowa. Mamy tutaj kawałki o których Titus (wokalista) pisze: "Jako pijak co na śpiączce w dupie se grzebie i co wygrzebawszy oko leniwie otwiera i oglądając skarb z zachwytem mamrocze: "to moje!", tak my pogrzebaliśmy w kupie naszych metalowych śmieci i znaleźliśmy te oto "muzyczne" wynalazki. Wyjąc ze śmiechu, kwicząc i tarzając się (jak to przy ubawie po pachy) wysłuchaliśmy tego "materiału archiwalnego". Gitary brzmią jak komar-niedojda, bas buczy jak zdezelowana pralka na 9-cio voltowej bateryjce, perkusista okłada plastikowy kibel na bieliznę ogryzkami pałek z zapałem godnym lepszej sprawy, ja wykonuję coś w rodzaju "lament chuja nad przepaścią". Taki był ten niezapomniany 86-ty". Nic dodać nic ująć.
"The state of mind report"
Ostatni album acidów mnie osobiście rozczarował. Mam wrażenie, że zespół zaczął się świadomie cofać. Fascynacja starym metalem spod znaku Deep purple czy wczesnej Metalliki w połowie lat 90-tych... Zespół nie zważając na nowoczesne trendy i mody nagrał płytę metalowo-klasyczną. Może zespół doszedł do wniosku, że może robić co chce, ale mnie się już ta muzyka przejadła. Kwasopijcy nakręcili też swój drugi klip (do utworku "24 radical questions") pomimo, że kawałek ten nie bardzo pasuje do TVP. No, cóż - wielcy szołbyznesu doszli do wniosku, że kapela jest na tyle popularna, że można sobie pozwolić na taki wybryk. Tak na marginesie, to w owym klipie występują czarne kopie członków zespołu, a perkusista okłada plastikowe, kolorowe piece.
"The state of mind report" zamyka dyskografię tego jednego z najbardziej barwnych polskich zespołów, który każdą kolejną płytą potrafił nieźle namotać i zaskoczyć. Oby komercyjne zabiegi zespołu zamierzającego pozyskać nowych fanów (nagrywanie klipów, koncerty dla TVP) nie zniszczyły tej zajebistej kapeli. To, że kasa może rozmontować każdą, możemy zobaczyć na przykładzie Megadeth czy Metalliki...
Czy Acidzi oprą się pokusie? Hmmm... Jestem z natury pesymistą... ale z drugiej strony chłopaki są nieprzewidywalni...
Titus/Shadows