Grzybsoniada 2k11 – RAPorcik by Sikor ;) Jak to drzewiej bywało, po wszelakich zlotach, zwanych także party – nadworni kronikarze pisali krótsze lub dłuższe opisy tego, co się działo. Niejednokrotnie ubarwiali swe opowieści niejakimi fantazyjami zwane, tym niemniej – trafiały one do kronik wszelakich. Kronikarze wszelkiej maści juźci na Grzybsoniadę nie przybyli (za wyjątkiem sir Zdenek-ka ze Slowacyji, który to przybył wraz ze szlachetnym Bob!kiem z Południowego Kraju). Azalisz sir Zdenek nie pisze w naszej mowie, a juźci nie wiadomo, co przekazał mu szlachetny Bob!ik – na jednego z przybyłych spadł obowiązek opisania co i jak, aby tradycyi zlotowej stało się zadość. Zlotowicz ów, znany wszem i wobec jako Sikor opisuje co następuje, uprzedzając gawiedź wszelaką, że niniejsza nota jest tylko subiektywnym odbiorem zaszłych dziejów, które zacz się odbyły w grodzie zwanym Częstochowa, w dniach 27-29 may-a roku pańskiego 2011. Poniższy opis opisuje zarówno drogę ze stolicznego grodu, jak i krótki pobyt na party place i powrót do stolicy, gdzie ów raport został spisany, jako i Wy to widzicie, w cichej nadzieijy, że sir Grzybson owe dzieło umieści w swoyey kronicyji, zwaney takowo jako i strona grzybsona lub tako że grzybsoniada. Dzień pierwszy W piątek imć Sikor spotkał się z sir Mikerem i Lady Sylwią nieopodal Mikerowego zamczyska. Wsiedli do czerwonej karocy Sikora i udali się nakarmić konie mechaniczne przed podróżą. Po napojeniu stwora wyruszyli o 9:30 czasu lokalnego w kierunku ciemnogrodu. W Częstochowie pojawili się tuż po godzinie 12-tej, stwierdzając brak jednej nakładki na podkowę – co nieco zdenerwowało imć Sikora. Wychodząc z pojazdu ujrzeli sir Małego z gildii Sword Soft. Mały twierdził, że udaje się z powrotem w kierunku swego zamczyska. Wszyscy z przybyłych mysleli, ze tylko żartuje, aleć okazało się to prawdyją. Dotarli na zielone kresy działki imć Grzybsona, gdzie oprócz niego znajdowali się Rysiu spod letniej zlotowej krainy, Grzybsona tata (imć Grześ, zwany Grzybsonem-seniorem, Grzybsonem-fatherem, a onegdaj „Panem z dzieckiem z Częstochowy”), sir AS, Draco wraz z Lady Innuendo oraz kilka inszychg szlachetnie urodzonych osób. Szczególną uwagę przykuwał młodzieniec z lekkim kresowym akcentem – pamięć imć Sikora go nie zwiodła, toż to sam Oleg z dalekiego innokrajeńskiego grodu – Lwowa. ... Przybyli po rozstawieniu swoich przedmiotów i przywitaniu się z inszymi uczestnikami zlotu zajęli się swoimi sprawami. Sikor usilnie kodował swoją część zlotowego wkładu – niejakową grę tekstową. Niestety, ciągle brakowało mu miejsca w pamięci – a chodziło o marne 720 bajtów, które nijak nie chciało się zmieścić tam, gdzie usilnie zostawało wciskane. Dzielnie pomagał mu imć Miker, dopóki, dopóty lady Sylwia nie zabrała go do oberży na mięsiwo i napoje niejakie. Dopingowali im słusznie Sonar i TDC, który zresztą też walczył ze swoją pracą. W międzyczasie pojawił się Mistrz Larek i imć Sikor od razu stwierdził, że mistrz pozamiatał swoim kawałkiem... W końcu Sikorowi udało się skończyć. Tuż przed powrotem Mikera. Wreszcie mógł się napić szlachetnego, złocistego trunku. Wieczorem rozpoczęła się właściwa część spotkania – zostało rozpalone ogniskiyo i rozpoczęło się ogólnie pieczenie kiełbas i innych dobrodziejstw... Imć Sikor wyjął tajemniczy trunek, tym razem koloru ciemno-zielonego, po którym niektórzy dziwnie się krzywili – nie wiadomo czemu, wszak wody w nim nie stwierdzono...? ;P Zasadniczo – po krótkich libacjach – waćpanowie i waćpanny udali się na spoczynek, w większości na miejscu, nieopodal letniej rezydencji waszmościów Grzybsonów, z nielicznymi wyjątkami w postaci dziadzia Vaska, imć Asa oraz miejscowej szlachty... ... Dzień drugi Towarzystwo zwlekło się z legowisk na przestrzeni kilku godzin – pomiędzy godziną 6-tą a 15-tą ;) Część nas już opuszcza, część przybywa. Waszmość Grzybson zbiera gierki, rozdaje je do testowania. W międzyczasie na party-place pojawiają się wyznawcy nieznanego grodu Kraka i okolic, w tym Lady Mesława. Imć Sikor wraz z Imć Mikerem i Lady Sylwią udają się na jedzenie, część na miejscu zjada różne produkty, w tym szatański placek o średnicy koła miejskiej karety dla gawiedzi. Czas mija przy złocistym trunku, nawet padający tu i ówdzie kapuśniaczek i lodowatra temperatura otoczenia nie jest w stanie popsuć humorów. Sir Grzybson sprawdza przyniesione magiczne przepisy – i jeden mu się blokuje... Toż to praca imć Sikora – słychać szepty – gdzie ów się schował...? Jak się ostatecznie okazało – to nie imć autor zawinił, ino nakładka CAD na Spartę DosX była winna... Około godziny 20-tej polały się kompoty. Wyjątkowo udane w tym roku – a było aż 6 smaków podstawowych ;) Do tego trzy dzikie i jeden nadmiarowy w formacie Video, któryż się nieczęsto na majowych zlotach objawia... Niewiele później ogłoszono wyniki – które wraz z Sikorem imć Grzybson zliczył w zaciszu letniego paleniska. Oficjalna część sabathu zakończyła się wręczeniem nagród... ... Dzień trzeci To dzień powrotów. Pogoda znowu się poprawiła – a tu czas wracać. Zabraliśmy imć Draca z Lady Innuendo i udaliśmy się w drogę wręcz przeciwną do piątkowej, jak większość gawiedzi. Po drodze żarełko i bez przygód wróciliśmy na swe włości. Wnoszę, że imć Grzybson poda oficjalne wyniki i listę uczestników. Na zakończenie małe smaczki, czyli teksty zlotu: „- Loda szmato! Loda szmato! Loda szma... - Dzień dobry pani!” „- Pierdolnij w stół, a bity same się posypią” „- Idź do sypialni pochędorzyć księżniczkę” itp... Spisał imć Sikor...